czwartek, 14 lipca 2016

ameba kuchenna, czyli ja i makaroons



 hej, dzisiaj znowu będzie luźny post.

Dzisiaj nudziłyśmy się z mamą. Postanowiłyśmy coś upiec. No więc ja, jako uświadomiona nastolatka z fejsem, oczywiście zajrzałam do mojej zakładki na fejsie "zapisane" i przejrzałam wszystkie moje zapisane filmiki z tutorialami na różne ciasta. Od razu przypomniałam sobie o moich ukochanych "makarunsach" z francuskiego Tasty. Już na początku, samo przetłumaczenie tych francuskich jednostek kuchennych zajęło mi chyba z pół godziny...

tak jestem kuchenną amebą...


Robiłam te cholerne makarunsy dobre dwie godziny... Wyszła mi jakaś paćka przyklejona do papieru do pieczenia. Krem do tego czegoś z pewnością zająłby pierwsze miejsce w plebiscycie na najgorszy krem do ciastek. 

Ugh... Nigdy więcej nie wchodzę do kuchni.

Na całe szczęście zaczęłam, w połowie robienia makarunsów, robienie innego ciasta. To już wyszło.






Dzisiaj to już wszystko, miłego wieczorku i buziaczki <3

2 komentarze:

  1. Fajny post
    https://mylifeiswonderful9.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Hihi... od razu przypominają mi się moje pierwsze kotlety. Kiedy wyszedłem spod skrzydełek rodzinnego domku i założyłem swój rodzinny domek przyszedł też czas na naukę gotowania. Chciałem żonie (wówczas dziewczynie) zrobić niespodziankę i zabrałem się za gotowanie obiadu. Wyciągnąłem więc z lodówki kurczakowe cycki, wysmarowałem jajkiem, mąka i wsadziłem na patelnie. O dziwo wyszły... jajko się ścięło, zewnętrzna powłoka mięsa tez się zrobiła. Dopiero po powrocie żony dowiedziałem się, że mięso trzeba na najpierw ubić, a dopiero potem wysmarować i usmażyć. Ale już o odwracaniu na patelni wiedziałem, więc chyba nie było tak źle. :) A obiad był, ale w pobliskiej pizzeri. :)

    OdpowiedzUsuń